“Wierszyki łamiąca języki” mają już 25 lat!

Date
sty, 11, 2021

“Wierszyki łamiąca języki” mają już 25 lat!

Książka autorstwa Małgorzaty Strzałkowskiej ma już 25 lat! W tym roku obchodzić będziemy ten piękny jubileusz, a jest co świętować. Przy tej lekturze bawiły i ćwiczyły języki dzieci, które już mają swoje pociechy. W 2006 roku ukazało się wznowienie tej pozycji.

Z okazji 25-o lecia autorka napisała list do swoich czytelników.

Od Małgorzaty Strzałkowskiej:

„Wierszyki łamiące języki”

Pamiętam, jak w 2006 roku podczas jednego ze spotkań z Czytelnikami pan Robert Gamble siedział obok mnie na stojącej na scenie wielkiej kanapie i starannie artykułując każde słowo, czytał na głos kolejne teksty z „Wierszyków łamiących języki”. Miło było patrzeć, jaką radością i dumą napawa go tak sprawne posługiwanie się językiem polskim…

W tym roku mija 15 lat od chwili wydania przez Media Rodzinę „Wierszyków łamiących języki”. „Wierszyki łamiące języki” to moja pierwsza książka. Wydało ją w 1996 roku, a więc 25 lat temu, Wydawnictwo Plac Słoneczny 4, a autorką ilustracji była Elżbieta Wasiuczyńska. To właśnie Elżbieta zaproponowała mi stworzenie wspólnej książki. Poznałyśmy się w „Pentliczku”, tygodniku dla dzieci, skupiającym wielu znanych dziś twórców tekstów i ilustracji. Pracowałam wówczas w Instytucie Głuchoniemych i pisanie było moim dodatkowym, choć coraz bardziej pochłaniającym mnie zajęciem. Zgodziłam się, choć nie bez wahania, na propozycję Elżbiety i przystąpiłam do pracy.

Bardzo lubię język polski. Od dziecka zaskakują mnie jego niewyczerpane możliwości brzmieniowe, aż prowokujące do tworzenia wyjątkowo trudnych do wymówienia zestawów słów i zdań. Dlatego postanowiłam stworzyć książkę złożoną z takich właśnie tekstów i wymyśliłam dla niej „mówiący” tytuł, precyzyjnie określający zarówno formę tekstów (wierszyki) jak i ich rodzaj (łamiące języki).

Pisanie wierszy do tej niewielkiej książki zajęło mi prawie cztery miesiące. Były to cztery miesiące wytężonej pracy, ale i ogromnej radości. Moi bliscy i ja mieliśmy mnóstwo zabawy, usiłując bez błędu, w szybkim tempie przeczytać kolejny tekst. I właśnie taki cel przyświecał mi podczas pisania – chciałam dać Czytelnikom radość, płynącą ze zwykłej zdawałoby się rzeczy, jaką jest towarzyszący nam na co dzień język polski. Książka od razu zyskała popularność, zwłaszcza że w owym czasie na rynku wydawniczym nie było tego typu pozycji. Sam mistrz Wojciech Młynarski pogratulował wydawnictwu „znakomitej, zabawnej i świetnie napisanej książki”. Czytały ją razem całe rodziny. I wszyscy popełniali błędy, także dorośli. O to mi chodziło! Wspólne czytanie, mylenie się i śmiech, połączony z refleksją, że jednak nie ma ludzi nieomylnych. Związek tekstów z logopedią pojawił się później, wraz z modą na logopedię i właściwie bez mojego udziału.

W roku 2002, gdy Wydawnictwo Plac Słoneczny 4 przeszło do historii, książkę pod ciut rozszerzonym tytułem – „Zbzikowane wierszyki łamiące języki” – i z ilustracjami Piotra Nagina wydało Polskie Towarzystwo Wydawców Książek. W roku 2006, gdy prawa PTWK do książki wygasły, wydanie i zilustrowanie „Wierszyków łamiących języki” zaproponowało mi wydawnictwo Media Rodzina, które od 2002 roku wydało już cztery moje książki. I tu, w Media Rodzinie, „Wierszyki łamiące języki” ukazują się od piętnastu lat aż do dziś.

Moja przygoda z ilustracją zaczęła się zupełnie niespodziewanie. W roku 1998 redakcja „Miesięcznika humorystycznego oraz literacko – muzycznego Grizzli” przyjęła do druku napisany przeze mnie cykl opowiadań, proponując mi zilustrowanie ich kolażami. Wieczorem, po kilku godzinach okazywanego przeze mnie dość gwałtownie buntu, usiadłam do pracy. Wstałam dopiero o 6 rano, po ukończeniu pierwszego kolażu. I choć niebawem pismo zawieszono, ja już połknęłam kolażowego bakcyla i w roku 1998 w kilku pismach (m.in. w „Charakterach”) ukazały się moje kolaże, ilustrujące artykuły różnych autorów.

W roku 1999 rozpoczęłam współpracę z nowopowstałą firmą „endo”, która jako pierwsza w Polsce i długo jedyna produkowała „ubranka dla dzieci”, zdobione hasłami i wierszykami w języku polskim. Teksty, z założenia drukowane anonimowo, były niemal wyłącznie mojego autorstwa. I właśnie „endo” miało wydać moją drugą książkę, „Hocki- klocki dla każdego – i małego, i dużego”. Traf chciał, że na etapie powstawania ilustracji doszło do konfliktu wydawcy z ilustratorką. „Endo” rozwiązało z nią umowę, a założycielka firmy zrobienie ilustracji powierzyła… mnie! Myślę, że nie podjęłabym się tego zadania, gdyby nie wujek Zdzisiek, czyli Zdzisław Witwicki, przyjaciel moich rodziców i znakomity ilustrator, który nie tylko mnie wspierał, ale chwalił moje ilustracje, które, jak mówił bardzo mu się podobały.

Technika kolażu ma to do siebie, że ostateczny kształt postaci i przedmiotów niemal do końca pozostaje zagadką, bo zależy od materiału, którym się dysponuje i od sposobu jego  łączenia. Oko smoka nie powstaje z fotografii oka, tylko z wielu odpowiednio wyciętych elementów, połączonych w oko smoka. Szukając właściwego materiału przyglądam się fragmentom zdjęć i po prostu wiem, choć nie mam pojęcia skąd, który z nich się nadaje i jak należy go wyciąć. Podczas spotkań autorskich pokazuję oryginały ilustracji, a uczniowie próbują zgadnąć, „co z czego” jest zrobione. Nie zawsze się to udaje! Ale gdy zdradzę ten sekret, od razu odzywają się głosy: „No tak! Teraz widać! Jakie to proste!”. Nasz mózg odbiera informacje z oka w sposób jak najbardziej jednoznaczny. I całe szczęście, bo inaczej nie wiedzielibyśmy, co widzimy. Natomiast gdy robi się kolaż, trzeba od tej jednoznaczności uciec. Wtedy otwieramy się na zaskakujące niespodzianki. I jest to bardzo przyjemne uczucie.

„Hocki-klocki” to pierwsza książka napisana i zilustrowana przeze mnie. Ale nie ostatnia. Kolejna to „Leśne głupki” („egmont” 2000), wyróżniona za ilustracje w konkursie Dziecięcy Bestseller Roku 2000 (jury pod przewodnictwem Bohdana Butenko). A potem „Wiersze że aż strach” (2002), „Gimnastyka dla języka” (2004), „Rymowane przepisy na kuchenne popisy” (2005) oraz czwarta (choć nie ostatnia) książka z moimi kolażami, wydana przez Media Rodzinę, czyli „Wierszyki łamiące języki”!

Tu wypada mi skończyć. Ale w przyszłym roku jest kolejna okrągła rocznica – moje ulubione „Wiersze że aż strach” będą obchodzić 20 urodziny!

Kasia

Położna. Mama Gabrysia. Książki kocham czytać od dzieciństwa, a teraz poznaje świat powieści dla dzieci. Kocham mój zawód, ale spełniam się także pisząc i szydełkując. Ciągle chcę doświadczać czegoś nowego.

Leave a comment

Related Posts


Przeczytaj również

Przygoda kryminalna dla dzieci – Jagoda i tajemnica zaginionego naszyjnika

Przygoda kryminalna dla dzieci – Jagoda i tajemnica zaginionego naszyjnika

Kasialip 3, 2023

Jagoda kończy pierwszą klasę, czas więc na wakacje! Dzieci część dnia spędzają na sportowych półkoloniach w szkole. Wakacyjne lenistwo przerywa…

Dlaczego rośliny rosną – Marta Krzemińska

Dlaczego rośliny rosną – Marta Krzemińska

Szkrabajekcze 22, 2021

Dlaczego rośliny rosną – Marta Krzemińska Przyroda niezmiennie nas zachwyca i zadziwia. Zachowania, które wydają się niekiedy irracjonalne czy nawet…

Jak policzyć do jednego?

Jak policzyć do jednego?

Kasiamar 22, 2023

Jak policzyć do jednego? Odpowiedź wydaje się bardzo prosta, ale czy na pewno? Ta lektura pokaże Wam, że to wcale…

Enola Holmes. Sprawa zaginionego markiza – Nancy Springer

Enola Holmes. Sprawa zaginionego markiza – Nancy Springer

Szkrabajekmar 2, 2021

Enola Holmes. Sprawa zaginionego markiza – Nancy Springer Przygody i zagadki są tym, co dzieci bardzo w książkach cenią. Powieści…

Jak Winston uratował święta – Alex T. Smith

Jak Winston uratował święta – Alex T. Smith

Kasiagru 11, 2021

Jak Winston uratował święta – Alex T. Smith Książki w formie kalendarza adwentowego od jakiegoś czasu robią furorę. Czytanie codziennie…