Metoda żywieniowa BLW. Daj dziecku wybór – Magdalena Jarzynka-Jendrzejewska, Ewa Sypnik-Pogorzelska
Razem z mężem mieliśmy (i nadal mamy) tę wyjątkową (sądząc po licznych rodzicielskich relacjach) możliwość, że odpowiedzialność za wychowanie i opieka nad naszą pierworodną spadła całkowicie na nasze barki, bez udziału dziadków, cioć i reszty rodziny, która zazwyczaj chętnie udziela się i zaopatruje świeżo upieczonych rodziców w dobre rady. Jedni powiedzą, że mieliśmy szczęście, ale akurat nam, biorąc pod uwagę, że nasze rodziny są taktowne, mocno nas wspierają i nie krytykują naszych wyborów, brakowało nieraz pomocnej ręki ze strony babci czy dziadka. Możemy jednak dumnie stwierdzić, że wszelkie decyzje wychowawcze podejmowaliśmy tylko we dwoje i odpowiadamy za nie razem. Jednym z takich wyborów było rozszerzanie diety metodą BLW, która daje dziecku pewną (stopniowo rosnącą) autonomię konsumpcyjną. Mogłoby się wydawać, że w Polsce monopol na doradztwo w kontekście BLW, mają twórczynie bloga (oraz licznych książek) „Alaantkowe BLW”, a jednak wraz z popularyzacją tej metody wśród polskich rodziców, pojawia się coraz więcej materiałów, które mają im ułatwić wprowadzanie swoich dzieci w piękny, barwny i smaczny świat różnorodności kulinarnej.
Przybliżając Wam założenia metody BLW, posłużę się słowami autorek książki „Metoda żywieniowa BLW. Daj dziecku wybór: „To metoda, która w naturalny sposób pozwala niemowlęciu na stopniowe usamodzielnianie się i nabywanie nowych umiejętności, […]. Metoda ta opiera się przede wszystkim na zaufaniu do dziecka i daje mu możliwość wyboru najlepszych i najzdrowszych dla niego produktów.”. Chodzi więc o to, że to dziecko wybiera co, z zaproponowanych przez rodzica produktów, zje i ile tego zje. Dziecko karmi się też samo. Początkowo próbuje, testuje, dotyka, maca, paca, rozgniata i robi, co tylko sobie wyobrazi z podanymi produktami, ale wraz z upływem czasu coraz więcej trafia w końcu do jego buzi. Od siebie dodam również, że metoda ta nie zakazuje używania łyżeczki, warto jednak aby taką łyżeczkę miało również dziecko, tak by mogło samo próbować np. zupki czy owsianki. Należy też wsłuchiwać się w dziecko, obserwować je i ufać, że jeśli nie chce czegoś zjeść, to tak jest i trzeba odpuścić.
Wspomniana już książka „Metoda żywieniowa BLW. Daj dziecku wybór” to już drugie wydanie. Pierwsze miało premierę w 2019 roku, ale od tamtego czasu, niektóre zalecenia odnośnie żywienia nieco się zmieniły. Nie jestem w stanie określić, jak bardzo treść drugiego wydania uległa zmianie, jednak przyznaję, że z większością zawartej w tej książce wiedzy się zgadzam. Moja córka ma już dwa latka, więc jestem właśnie „po” jednym rozszerzaniu diety, ale też „przed” kolejnym, gdyż w trasie mamy syna. Także powiedzmy, że jestem na bieżąco. Dodatkowo zawsze starałam się podążać za głosem swojego rozumu, więc do mojego „domowego” BLW wprowadziłam swoje własne zasady i Wam polecam to samo – słuchać siebie i swojego malucha. Poza żelaznymi zasadami, których należy przestrzegać, metoda BLW pozwala na przepiękną dowolność kulinarną.
Pierwszy rozdział to swoiste przygotowanie do rozszerzania diety, drugi przybliża ogólne zasady i założenia tytułowej metody. Kolejny pomaga przygotować się na wprowadzenie BLW w życie, a czwarty rozdział to cenne wskazówki dotyczące praktyki. Książka rozprawia się z wieloma mitami, rozwiewa obawy i wspiera dokonanie przez rodziców własnych wyborów – jeśli więc nie jesteście pewni, czy metoda BLW jest dla Was, to z pewnością lektura pierwszych kilkunastu stron tej książki rozjaśni Wam w głowach. Pewnym novum jest rozdział szósty, traktujący o jeszcze nowszej metodzie żywieniowej, zmodyfikowanym BLW, czyli BLISS – na pewno przyda się ona rodzicom dzieci bardziej wymagających, obawiających się zakrztuszenia oraz niedoborów np. żelaza. A teraz to, co mnie interesuje najbardziej, czyli przepisy, które stanowią osiemdziesiąt procent treści książki. Ważne jest dla mnie to, by w pewnym momencie to, co podaje dziecku, zaczęło przypominać to, co jedzą wszyscy domownicy i by dla wszystkich było to smaczne, więc zwracam uwagę na różnorodność, ale też uniwersalność proponowanych przepisów.
Receptury zostały podzielone standardowo na: śniadania, zupy, obiady, kolacje oraz desery. Dla mnie zmorą przez długi, długi czas były właśnie kolacje, a tu znajdziemy takie propozycje, jak: muffiny z serem, tościki z guacamole, kluski leniwe, ryż z jabłkami i cynamonem czy placki z cukinii – dla mnie, osoby często gotującej i lubiącej to zajęcie, nic nowego, ale trzeba przyznać, że całość proponowanych dań prezentuje się imponująco. Na pewno jest to świetna książka na start. Minusem są zamieszczone zdjęcia – jak zrozumiałam, pochodzą one ze stocka, więc niekoniecznie oddają to, co rzeczywiście znajdziemy na talerzu po kuchennych bojach. Ja wolę, kiedy w książce kucharskiej otrzymuje realne zdjęcie potrawy, którą mam zamiar przygotować, ale myślę, że można na to przymknąć oko. Prostota przepisów zawartych w tej książce nie wymaga aż tak bardzo prezentacji potraw.
Generalnie polecam. Na pewno książka duetu Jarzynka-Jendrzejewska/Sypnik-Pogorzelska stanowi dobre źródło wiedzy na temat metody BLW. A kiedy już będziecie mieli jako takie pojęcie i nauczycie się odsiewać głupoty od realnej wiedzy, nie utoniecie w morzu informacji dostępnych, chociażby w sieci i będziecie sobie lepiej radzili z podszeptami, czy też krytyką ze strony najbliższych.
Żaneta Fuzja Krawczugo