Literatura dziecięca to nie przelewki. Książka dla kilkulatków, takich całkiem dorosłych bo około 6 – 9 roku życia, musi być ciekawa, wciągająca, zabawna i w dodatku taka, której realia łatwo sobie wyobrazić. Dzieci nie tolerują ściemy i na kilometr wyczuwają sztuczność. A Magdalena Witkiewicz jak mama-czarodziejka po prostu sobie pisze, o dzieciach takich jak jej własne i snuje historyjki wręcz nieprawdopodobne, a jednocześnie tak bardzo prawdziwe. Kupcie Lilki swoim dzieciom, a sami przeczytacie z bananem na twarzy ☺
Zarys fabuły tomu I
Książeczki czytałam swojej sześcioletniej córce, codziennie przed snem i przyznam, że to była jedna z najfajniejszych współczesnych lektur. Nie nadęta, bez moralizatorskich treści, niezbyt rozbudowana fabularnie, ale za to przepełniona humorem i spostrzeżeniami, które małe dziecko niekoniecznie zrozumie, ale rodzic już tak (i pęknie przy tym ze śmiechu).
Seria z pewnością spodoba się tym, którzy szukają bardziej przyjaznej, pasującej do polskich realiów, wersji Dzieci z Bullerbyn. Lilki sprawdzą się nie tylko jako remedium na dziecięce smutki, ale też zachęcą do wspólnego (bądź samodzielnego) czytania. Poza tym, znacie dziecko, które nie lubi łobuziaków?
Nie mogę przemilczeć samego wydania: piękne, błyszczące okładeczki wydawnictwa Od Deski Do Deski to soczyste kolory na zewnątrz i zabawne grafiki, biedroneczki, motylki i kropeczki w środku. Do tego wyraźny, dość spory druk i nieprzeładowane treścią strony to użytkowy komplet zalet. Serdecznie polecam małym i dużym.